Wystawy psów - pasja i wpadki

Lubimy wystawy psów i mamy kilka PON-ów, które wystawiamy.

Niektóre wystawiamy dla samej przyjemności spotykania się ze znajomymi i innymi pasjonatami rasy, a innym psom trzeba coś zacząć lub skończyć (np. IntCh, ChMł.) Dla tych obydwu powodów we wrześniu 2001r. pojechaliśmy na wystawę do Chorzowa. RADOSNA-MOJA miała zacząć champ. młodzieży, a jechaliśmy też pogadać ze znajomymi. Oba cele nie zostały osiągnięte - MOJA zajęła II miejsce, lejący deszcz skutecznie odebrał nam ochotę do pogaduszek. Jedyny rezultat wystawy - umówiliśmy się z przyjaciółmi, Małgosią i Tomkiem, że dzień przed wystawą we Wrocławiu przyjedziemy do nich, do Obornik, odrobić zaległości w rozmowach. Zgodnie z umową, za tydzień, w piątek podjeżdżamy pod znany nam dom, dzwonimy, otwierają się drzwi, gospodarze witają nas serdecznie, ale jakoś tak dziwnie, ja pytam, czy jesteśmy pierwsi (miało to być spotkanie w szerszym gronie), wspólnie zastanawiamy się co zrobić z psami (ich piątka i nasze dwie suki), chwilę trwa kotłowanina przy drzwiach, wchodzimy i tu pada zdanie "Fajnie, że jesteście, co robicie w naszej okolicy?" Odpowiadamy, że przyjechaliśmy na wystawę, a oni na to, że wystawa jest za tydzień. Nas zamurowało - odległość od naszego domu 450 km i był to 22 września, dzień imienin obydwu Tomków ( gospodarza i mojego męża ). Okazało się, że najechaliśmy niczego nie spodziewającego się solenizanta, jednocześnie przekładając spotkanie imieninowe u nas w domu na następną sobotę (prawdziwy termin wystawy we Wrocławiu). Miał szczęście mój Tomek (to on tak pilnował terminów), że to były jego imieniny i w prezencie ode mnie i najechanych otrzymał przebaczenie.

Nieporozumienie okazało się tym większe, że kilkakrotnie rozmawiałam z Małgosią telefonicznie, cały czas umawiając się na piątek, ale żadnej nie przyszło na myśl, aby uzgodnić datę tego piątku. Mimo tak fatalnej pomyłki spędziliśmy niezapomniane dwa dni u Małgosi i Tomka.

Po odkręceniu przesuniętego przyjęcia u nas, za tydzień znowu odbyliśmy podróż do Obornik, ale to już temat na osobne opowiadanie.

Od tych cotygodniowych podróży przylgnął do nas przydomek Szyszki - Podróżniczki.