o ZADERCE

Po rozstaniu z charcicą w domu zrobiło się zbyt pusto (została tylko Harda). Po wielu naradach postanowiliśmy - przybędzie następny PON, oczywiście suczka ( w moim rodzinnym domu były zawsze suczki i pies nie był brany pod uwagę).

W wyniku niebezpiecznej, mrożącej krew w żyłach lutowej wyprawy: (mgła i gołoledź) do Warszawy do hodowli pp Ostendów przybyła do nas JEDYNA z HENRYKOWA, wymuskana, zadbana, biała z czarnymi łatkami, śliczna suczka. Zaprzyjaźniła się z nami, z psem i kotem prawie natychmiast, mobilizując spokojną, rozważną, 1,5 roczną Hardą do szaleńczych gonitw, nieokiełznanych zabaw i walk, a nas do nadania jej domowego imienia Zadra (zadzierała ostrymi jak szpileczki zębami wszystko i wszystkich). Był to istny wulkan energii, radości życia i pomysłowości. Nie wiem skąd i dlaczego nie znosiła obcych psów, nie tolerowała też dzieci (oprócz Justyny - mojej córki ), spoza pozadomowych dorosłych uznawała jedynie moje współpracownice i moich rodziców.

Domowe szkolenie okazało się niewystarczające, została więc zapisana na kurs dobrego zachowania ( PT - psa towarzyszącego ). Okazała się pojętną uczennicą, ale opanowanie jej chęci pilnowania wszystkich moich rzeczy i mojego terytorium (czyli wszystkiego w promieniu 2 m) było nie lada wyczynem i nie zostało zrealizowane w 100% Pamiętam, jak po kilkunastu szkoleniowych spotkaniach instruktor postanowił "ukraść" moją torebkę. Widzowie mieli za zadanie odwrócić uwagę Zadry, ale nie zdało się to na nic. Instruktor w ostatnim momencie zdołał cofnąć rękę, ratując się przed dotkliwym ugryzieniem. Przez pół roku, dwa razy w tygodniu, jeździłam z nią do Częstochowy (25 km) na naukę współżycia z ludźmi i psami. Przy okazji zaliczyła I i II stopień PT, uczestniczyła w Mistrzostwach Polski w Szkoleniu Psów, zajmując po mniej więcej dwumiesięcznym szkoleniu I miejsce w drużynie i środkową lokatę w klasyfikacji ogólnej.

Miała niesamowitą pamięć, po 10 latach i tylko sporadycznym przypominaniu jej tego, czego się nauczyła na kursach potrafiła bezbłędnie wykonać polecenia. Nauczenie jej, że ma nie przyjmować pokarmu od obcych okazało się dziecinnie proste. A było to tak : siedzę sobie za biurkiem, a moja pracownica zabiera się za drugie śniadanie i chcąc poczęstować Zaderkę kiełbasą woła "Zadra, chodź masz". Zadra podchodzi do niej, a ja w tym momencie wychylam się zza biurka i przykładam jej klapsa. To wystarczyło, aby do końca życia nie wzięła od nikogo żadnego smakołyku, a na obce "Zadra, chodź masz" cofała się o krok, a zapędzona do kąta odpowiadała warczeniem. Miała wtedy (oczywiście Zadra) pół roku.

O jakości jej wyszkolenia i zdyscyplinowania niech świadczy następujące wydarzenie: Mieliśmy już wtedy więcej psów, pięć albo sześć i nasza sąsiadka późnym wieczorem usłyszała jak dwóch osobników rozmawia między sobą o otruciu naszych PON-ów i o wrzuceniu czegoś do ogrodu, za siatkę. Cierpliwie doczekała do naszego powrotu i opowiedziała nam o tym. Byliśmy zrozpaczeni nie mając szans na znalezienie w krzewach i kwiatach tego czegoś. Tego wieczoru wyprowadziliśmy psy na krótkich smyczach poza zagrożony teren, ale problem nie został rozwiązany. Rano, za widna wzięłam samą Zadrę i kazałam szukać. Odnalazła pięć kawałków kiełbasy, przy każdym dając mi znać, że znalazła, ale nie biorąc ich do pyska. Do dziś nie wiem, czy kiełbasa była zatruta, czy ktoś sobie zrobił głupi żart, ale wiadomo mi, że szkolenie się opłaciło. Podsumowując - dwie suki jednej rasy i dwa różne charaktery. Tylko zaganiać stado (jakiekolwiek ) obie umiały, nie uczone, bezbłędnie.